Niniejszy serwis wykorzystuje pliki cookie. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację tego stanu rzeczy.

Kominki i piece kaflowe

„Marznę w swoim pokoju parawanami się obstawiwszy” - skarżyła się do męża księżna Helena Radziwiłłowa w 1803 r. W dobie ogrzewania centralnego, nie zdajemy sobie sprawy, że dawniej ogrzewanie budynku stanowiło nie lada problem. W zimie pomieszczenia były w większości niedogrzane, a część z nich na ten czas po prostu zamykano.  Do ogrzewania służyły piece i kominki, które jak zauważycie choćby w pałacu nieborowskim znajdują się obok siebie. Kominki dawały szybko ciepło, ale stygły zaraz po wygaszeniu. Oprócz funkcji grzewczej dawały światło oraz były swoistymi wentylatorami, co wobec rzadkiego wówczas zwyczaju wietrzenia pomieszczeń, odgrywało nie lada rolę. Niestety ich wadą było to, że kiedy nie było „cugu” wyrzucały na pokoje kłęby czarnego dymu. Niekiedy też stawały się przyczyną nieszczęść. Od płonącego ognia łatwo zajmowała się odzież tych, którzy zbytnio się do niego zbliżyli. Trzeba było pilnować zwłaszcza dzieci, które nie zdawały sobie sprawy z zagrożenia. Piece kaflowe dłużej się rozgrzewały, ale i dłużej trzymały ciepło niż kominki. Palono w nich raz dziennie - zwykle rano, przez co najwyższą temperaturę uzyskiwano w południe. Wieczorem piece stygły. W szczególnie mroźne dni w piecach palono dwa razy. Za opał służyło głównie drewno, pozyskiwane z własnych lasów. W drugiej połowie XIX w. węgla kamiennego używano raczej niechętnie. Trzeba było sprowadzać go z daleka, przez co był dużo droższy. Przypomnijcie sobie umiejscowienie pieca w Salonie Żółtym i pieca w Sypialni Wojewody - sąsiadujących ze sobą wnętrz. Piece są skupione w tym samym narożniku, ponieważ połączone były wewnątrz ściany jednym ciągiem komunikacyjnym. Architekci tak projektowali wnętrza, by w piecach rozpalać "od środka". W ten sposób piękne pałacowe pokoje nie były narażone na zabrudzenia....co nadrabiały już kominki